Słów kilka w temacie, bo nie zasnę jeśli się nie pochwalę.
Ostrzegałam, że będzie chaotycznie!
Na ojczyzny łonie nie świętowałam z przyczyn technicznych, ex małżon po prostu nie uznawał (w swoim mniemaniu) głupot.
Ale powszechnie wiadomo, że pierwszy mąż jak naleśnik, zawsze nieudany.
Teraz za to, mój nowy pan mąż Ludwiczkiem zwany, zadedykował mi swą pierwszą książkę. I to jeszcze przed Walentynkami! Łzy radości potoczyły się po mym licu…
Najpiękniejszy prezent jaki do tej pory dostałam, nie licząc odkurzacza Dyson w ubiegłym roku 😉
Myślę, że Ludwiczek zasłużył sobie na odświętne śniadanie 14 lutego 😉
Muszę tylko podszlifować swój hiszpański i może za czas jakiś uda mi się przebrnąć przez lekturę.
Nasze pieseczki, dożyce niemieckie, także są zapisane w rzeczonej dedykacji. Na szczęście na papierze, jak i w życiu jestem wyżej w hierarchii 😉