Miało być o pierdołach, bo przecież są wakacje. Ale nie będzie. Pewnie nie napiszę ani mądrze ani z patosem. Bo daleko mi do światłych naszego padołu. Napiszę od siebie.

Barcelona. To było niestety do przewidzenia. Już nigdzie nie jest bezpiecznie. Hiszpania kraj tak tolerancyjny i otwarty na świat, na obcokrajowców, znów płaci najwyższą cenę. Pamiętny rok 2004. Madryt. 191 osób zabitych i 1858 rannych. Ofiary już nie cierpią lecz ból ich bliskich jest nie do udźwignięcia…

Ale Barcelona się nie daje! Moi znajomi tam żyjący bezpieczni. Wraca normalność. 24 godziny po zamachu mieszkańcy i turyści znów okupują Las Ramblas. Cervecita, tapita, paella… Świat nie stanął. Trzeba żyć dalej. Utrzeć nosa terrorystom!!!

Madryt, Londyn, Paryż, Bruksela, Nicea, Berlin, Sztokholm, Manchester, Barcelona, Turku. Stawiam kropkę. Więcej nie będzie!

W takich chwilach człowiek się zastanawia. Jakim prawem do cholery?! W imię czego QWA?! Dlaczego młodzi Muzułmanie, często urodzeni na naszym kontynencie, żyjąc i czerpiąc z europejskich dobrości, obracają się przeciwko nam?! Jaki świat zastaną kolejne pokolenia? Czy uda nam się , jak śpiewał Lennon,  ‚Give peace a chance’  wbrew odmóżdżonym fanatykom?

Wspominam. Dwanaście lat temu byłam już w Londynie. Dzieci nadal w Polsce. Późniejsza zmiana w pracy uratowała mi tyłek. Śledziłam tragiczne newsy w brytyjskiej tv. A teraz siedzę i pochlipuję oglądając hiszpańskie wiadomości. Ludwiczek jak zawsze stara się rozładować sytuację swym specyficznym poczuciem humoru, że niby terrorysty podążają za Nim z Madrytu, przez Londyn, z powrotem do Hiszpanii. Żarty żartami a ja każdego dnia drżę o bliskich, których zostawiłam w Londynie i Lublinie.

Nie obawiam się śmierci. Chyba. Po każdego przyjdzie prędzej czy później. Najbardziej boję się tego, że nie zdążę zobaczyć swojego wnuka i dzieci rozsianych po Europie. Nie zdążę powiedzieć, że Ich kocham. I mamie i siostrze z siostrzenicą też.  Lista się wydłuża…

Nie tak dawno był czas gdy targowałam się z Bogiem o życie do momentu dorosłości mojej Rajskiej Pary. Teraz proszę o prolongatę aby móc zobaczyć jak dorasta Montana. Później będę pewnie żądać ujrzenia prawnuków…A pamiętam jak żartowałam ze swojej babci Wiktorii, kiedy to, zobaczywszy moją oprawioną na zielono pracę magisterską, rzekła „teraz już mogę umierać”.

Cóż, nie mam wyboru. Będę kurczowo trzymać się życia! Podobno jestem długowieczna. Czego i Wam wszystkim życzę. 

Carpe diem kochani, bo nigdy nic nie wiadomo. Jeszcze będzie przepięknie, jeszcze będzie normalnie…Wychylam hiszpańskie wino za naszą przyszłość! 

 

One Reply to “Carpe diem!”

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie z Twittera

Komentujesz korzystając z konta Twitter. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s

%d blogerów lubi to: