Spacerujemy z Ludwiczkiem aleją po Barcelonie. Wtem pod nogi spada mi gigantyczny liść. Podnoszę z zamysłem wykombinowania z niego jesiennej ozdoby. Przedtem jednak trzeba go dowieźć do domu. Kładę więc swoje nowe cudo na desce rozdzielczej. Będę je miała na oku przez 390 km. Liść leży i marszczy się w promieniach porannego ale już oślepiającego słońca. Słuchamy Raz Dwa Trzy. Polska muza najlepsza w podróży. Adam Nowak krzycząco wyśpiewuje „I tak warto żyć!”. Ponoć dziś jego urodziny.
Tu i ówdzie uwieczniam telefonem scenerię. Krajobrazy brzydkie, ładne, piękne. A potem znowu nijakie. Za chwilę zachwycające. W górę, w dół. I ponownie w górę. Postoje, płatności, zakazy. Jak w życiu. Jest też tunel ze światłem na końcu…
Z Polski dociera do mnie bardzo smutna wiadomość. Nie wierzę! Biorą już z naszej półki… Po raz kolejny życie przypomina mi o swej kruchości. I jedyne co przychodzi mi do głowy to durne ‚Don’t leave me cariño, please.’ Pocą mi się oczy. Ludwiczek zerka znad kierownicy. ‚I won’t my baby. Let’s just enjoy life for now.’ „Dobrze mój Smoku”.
Dojeżdżamy z liściem do domu.
A beautiful small piece starring a giant, travelling leaf down the Spanish Mediterranean coast. A charming story with a romantic end…
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Smutno…. 😪
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Ważne że dojechał 😉
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Owszem 😊 I ma już nawet make-up 😉
PolubieniePolubienie