“Nadie más muerto que el olvidado” *

Scroll down to content

Smęcić nie ma co, bo słońce świeci. A zresztą nie leży to w naturze tubylców. Trzeba się wtopić w tłum. Mimikra Drodzy Państwo!

Dla taty i wszystkich mych bliskich, których groby daleko…

Zdaje się, że to właśnie oni – Hiszpanie, ze wszystkich europejskich nacji wiedzą najlepiej, iż „nie ma lekarstwa na narodziny i śmierć poza radowaniem się interwałem”. Jak napisał ich ziomek i filozof George Santayana. W samo sedno!

Każdego roku pierwszego listopada Hiszpania obchodzi Día de Todos los Santos czyli dzień Wszystkich Świętych. W tym roku wypadł on dość niefortunnie, bo w środę ale i tak założę się, że sporo Hiszpanów uskuteczniło tzw. puente czyli most, czyli przedłużenie weekendu (w jedną lub drugą stronę).

Tak odlegli a tak bliscy, rzec by się chciało…

Ale w odróżnieniu od nas nie ma w Hiszpanach martyrologii, pomimo zawirowań historycznych, jakie również i ich dotykały. Ponad siedem stuleci użerania się z Arabami czy choćby wojna domowa i dyktatura Franco. Powtarzam raz jeszcze słońce robi swoje!

Tak więc w słoneczny dzień, zgodnie z tradycją rodziny hiszpańskie zbierają się na cmentarzach aby uczcić pamięć tych co odeszli. Niektórzy, zwłaszcza ci bardziej wiekowi, przygotowują groby na kilka dni wcześniej. Czyli dokładnie jak w Polsce.

W kościołach odbywają się msze ku pamięci zmarłych, podczas których modły mają skrócić czas przebywania zbłąkanych dusz w czyśćcu.

Zejdźmy tymczasem na ziemię. Sprzedaż kwiatów, głównie chryzantem, w przeddzień Día de Todos los Santos jest wyższa nawet niż w Walentynki! A i korki na ulicach tylko trochę odbiegają od polskich.

Cmentarz w Poble Español

Jednak hiszpańskie cmentarze różnią się wielce od naszych. Zabudowane są głównie mausoleos czyli grobowcami w postaci, że się tak wyrażę, domków, które są rodzinnym miejscem pochówku. Grobowce te, zamknięte dla obcych, podzielone są na małe komórki, nieco większe niż umieszczana weń trumna. Cała konstrukcja wewnątrz przypomina trochę plaster miodu.

Mausoleos na cmentarzu w San Vicente de Raspeig.

Mały cmentarzyk w San Vicente del Raspeig.

Prócz mauzoleów na cmentarzach znajdują się długie, okalające miejsce, ściany z mnóstwem wnęk nichos. Tam chowane są mniej zamożne osoby lub takie, których rodzina nie jest zbyt liczna. Na każdej z wnęk umieszczona jest marmurowa tablica upamiętniającą zmarłą osobę. I co ciekawe owe nisze są wynajmowane na określoną liczbę lat. Po upływie tego czasu szczątki zmarłego są przenoszone do wspólnej/komunalnej mogiły. Każdy cmentarz ma odmienne procedury, dostępność i ceny.

Kremacja nie jest zbyt powszechna w Hiszpanii, a rozsypywanie prochów na „amerykancką” modłę zabronione w niektórych regionach. Lecz Hiszpanie podobnie jak my, nie do końca przejmują się zakazami. Moja, na ten przykład, ŚP teściowa (najlepsza teściowa to…Żartuję!) zażyczyła sobie być rozsypaną na wodach oceanu, w jednej ze swoich ulubionych zatoczek na Gran Canarii. Ale o tym cicho sza!

Miasteczko Polop z widocznym na wzgórzu po prawej stronie cmentarzem.Zbliżenie na cmentarz w miasteczku Polop.

Stary cmentarz w Polopie, usytuowany na niegdysiejszym wzgórzu zamkowym.

Pomimo, jak wydawać by się mogło, smutnego Día de Todos los Santos, dzień ten to nie tylko żałoba po stracie ukochanych osób. To także czas celebrowania życia.

Popularne jest tu rozpieszczanie podniebienia tradycyjnymi słodkościami (o tem potem) i udział w rodzinnych spotkaniach. Czy też wspólnie wyjście do teatru na wystawianą corocznie w całym kraju i najdłużej inscenizowaną w Hiszpanii, romantyczną sztukę José Zorilla „Don Juan Tenorio”. Tubylcy zapewniają, że warto się nań wybrać, bo tytułowy bohater związany jest ze zmarłymi a więc w temacie. Cóż, w tym roku przegapiliśmy lecz w przyszłym, kto wie.

Don Juan Tenorio i Doña Inés.

Ale za to jedliśmy kasztany castañas! Co prawda w naszym regionie nadal ciepło a tradycyjna castañada pełni rolę „ogrzewczą” i najbardziej popularna jest na północy kraju, to jednak wczoraj w całym Alicante dało się zauważyć sporo sprzedawców oferujących gorące kasztany.

Zjedzone już kasztany. Były pycha!

Pierwszolistopadowa castañada to wylegający na ulice mieszkańcy miast/miasteczek/wsi/wioseczek, którzy ogrzewają się jedząc kasztany pieczone w odwieczny sposób w ognisku lub nowoczesny przy użyciu grila.

Jednak Dia de Todos los Santos to dzień, w którym cała prawie Hiszpania zajada się tradycyjnymi słodkimi delicjami Buñuelos de Viento oraz Huesos de Santo. Za wyjątkiem Katalonii, Walencji (to my!) i Balearów, które delektują się podobno 😉 katalońskimi wypiekami Panellets.

Ale żeby się zajadać trzeba odstać swoje w kolejce. Wczoraj miałam okazję ujrzeć dawno już nie widziane ogonki do miejscowych piekarni. Bo przecież każdy chce zgarnąć kilo lub dwa smakołyków a nie każdy umie/ma czas na domowe wypieki. Oto one:

Buñuelos de Viento vel wietrzne pączusie

Nikt tak naprawdę nie wie kiedy zaczęto wyrabianie tych mini pączków, nadziewanych śmietanką, czekoladą, budyniem lub czymkolwiek innym. Ale odkąd nadworny kucharz króla Filipa II w początkach XVII wieku wspomniał buñuelos w swoich przepisach, zostały one podniesione do rangi tradycyjnego deseru serwowanego podczas Día de Todos los Santos.

I jak głosi tradycyjny przekaz, z każdym zjedzonym pączusiem dusza uwalniania jest z czyśca. Hmmm… Nie zjadłam dziś żadnego ale zastanawiam się jak byłyby naliczane polskie pączki, których tony pochłonęłam w dzieciństwie.

Huesos de Santo aka kości świętego

Huesos de Santo, dość niefortunnie nazwane słodkości, wyrabiane z marcepanowego ciasta rolowanego na kształt tub wielkości kciuka, nie przypominają zupełnie kości. Więc bez obaw.

Ich nazwa pochodzi od zabarwienia jakie uzyskują w fazie końcowej wypieku w syropie, „kościstego” odcienia beżu.

Tradycyjnie wypełniane były miksturą słodkiego żółtka. Współcześnie jednak używa się niemal wszystkiego, od czekolady przez wiórki kokosowe po marmoladę lub banana. A zróżnicowany asortyment kolorów pozwala odgadąć nadzienie.

Panellets

Panellets to typowe katalońskie łakocie wykonane z migdałów, ziemniaków, cukru i orzeszków piniowych oraz jajka z odrobiną cytryny. Mimo przypuszczeń, że przepis na nie ma arabskie korzenie, tak naprawdę pochodzą z północy Europy. Gdzie zwalczały dotkliwy chłód swoimi kaloriami i uprzyjemniały uroczystości religijne, będąc uprzednio poświęconymi.

Współcześnie Panellets są zawsze dostępne w piekarniach na kilka dni przed pierwszym listopada. Najlepsze (podobno) z winem muscatel.

Cholera! I znowu zakończyłam wpis żarciem i winem 😉 No ale przecież mamy cieszyć się „interwałem”…

* „Nikt nie jest bardziej martwy niźli ten zapomniany”

3 Replies to ““Nadie más muerto que el olvidado” *”

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie z Twittera

Komentujesz korzystając z konta Twitter. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s

%d blogerów lubi to: